Cień Akcji „Wisła”
Strona główna Archiwum Archiwum prasy i dokumentów Cień Akcji „Wisła”
Rzeczpospolita
UKRAIŃCY W POLSCE 1944-1947
(c) PAP / ROMEK KOSZOWSKI
Pod Baligrodem 55 lat temu, 28 marca 1947 r. zginął gen. Karol Świerczewski "Walter". Jego śmierć, do dziś nie w pełni wyjaśniona, stała się pretekstem do rozpoczęcia realizacji Akcji "Wisła". Jej przebieg i skutki położyły się głębokim cieniem na historii stosunków polsko-ukraińskich.
Wzajemne relacje obu narodów, i tak nie najlepsze, znacznie pogorszyły się w pierwszej połowie XX wieku. Walki polsko-ukraińskie o Galicję Wschodnią, konflikty narodowościowe w okresie II Rzeczypospolitej pogłębiały wzajemną nieufność i rodziły nienawiść. Prawdziwą przepaść między Polakami i Ukraińcami, z trudem zasypywaną dziś przez polityków obu stron, wywołały jednak dopiero wydarzenia z okresu II wojny światowej i pierwszych lat powojennych. Symbolami tego okresu stały się z jednej strony rzezie Polaków na Wołyniu, z drugiej zaś właśnie Akcja "Wisła".
Nie oznacza to jednak, że po obu stronach nie poszukiwano dróg do porozumienia. Wspomnieć można chociażby sojusz Petlura - Piłsudski czy też "program wołyński" Henryka Józewskiego. Także w czasie wojny kilkakrotnie podejmowano próby nawiązania współpracy. Jesienią 1944 r., w obliczu zbliżającej się klęski Niemiec hitlerowskich, kierownictwo podziemia ukraińskiego zaproponowało AK, a później WiN, rozpoczęcie walki ze wspólnym wrogiem - Sowietami. W latach 1945-1946 zawarto wiele lokalnych porozumień, większość z nich okazała się jednak krótkotrwała i nie przyniosła większych rezultatów. Silniejsza od rozsądku okazała się nienawiść.
Od repatriacji do deportacji
Na mocy układu zawartego 9 września 1944 roku przez PKWN z rządem Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej o przesiedleniu Ukraińców z Polski do USRR i Polaków z USRR do Polski, rozpoczęła się jesienią 1944 roku akcja wysiedleńcza. Sposób jej przeprowadzenia przez komunistyczne władze polskie, zwłaszcza w jej końcowej fazie, przyczynił się znacznie do nasilenia ukraińskiego oporu i powiększenia obustronnego rachunku krzywd.
W pierwszych miesiącach przesiedlanie miało charakter dobrowolny. Fala chętnych do wyjazdu systematycznie jednak opadała, by w połowie 1945 r. ustać niemal zupełnie. Co więcej, nasilały się nielegalne powroty z Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Rad.
Metody nacisku administracyjnego nie przynosiły rezultatu, toteż do przeprowadzenia wysiedlenia we wrześniu 1945 r. skierowano trzy dywizje piechoty. Akcję kontynuowano w pierwszej połowie następnego roku. W jej wyniku przesiedlono przymusowo ponad ćwierć miliona osób. Wysiedlenia prowadzono niejednokrotnie w sposób bardzo brutalny, dochodziło do rabunków, gwałtów, a nawet mordów na ludności cywilnej. Przeciwna wysiedleniom UPA podjęła kontrakcję zbrojną, atakując oddziały WP i komisje przesiedleńcze. Prowadzono także systematyczne palenie opuszczonych wsi, uniemożliwiając w ten sposób osiedlanie Polaków. W trakcie wysiedlania liczebność oddziałów UPA na terenie Polski znacznie wzrosła.
Wzrost sił partyzantki ukraińskiej oraz weryfikacja pierwotnych szacunków liczebności pozostałych w Polsce Ukraińców sprawiły, że wkrótce po zakończeniu akcji zaczęto rozważać podjęcie dalszych działań. Jesienią 1946 r. rozpoczęto przygotowania do kolejnej akcji, sporządzając m.in. spisy Ukraińców zamieszkujących poszczególne tereny. Podczas posiedzenia Państwowej Komisji Bezpieczeństwa 27 III 1947 r. (a więc na dzień przed śmiercią Świerczewskiego!) ustalono, że Stanisław Radkiewicz, minister bezpieczeństwa publicznego "poruszy z odpowiednimi czynnikami sprawy dotyczące wysiedlenia Ukraińców z województwa rzeszowskiego".
Człowiek, który się kulom nie kłaniał
Kim był Karol Świerczewski "Walter", którego już za życia otaczała komunistyczna legenda? Uczestnik rewolucji październikowej, później oficer Armii Czerwonej, w latach 1936-1938 brał udział w walkach w Hiszpanii, dowodząc oddziałami międzynarodowymi. Wtedy właśnie zaczął się rodzić mit "człowieka, który się kulom nie kłaniał". Pod koniec II wojny światowej oddelegowany do Wojska Polskiego, dowodził II Armią WP. Znany był z brawury i ryzykowania własnym życiem podczas walk. Czy właśnie ta cecha charakteru zgubiła go podczas zasadzki, w której zginął?
Śmierć Świerczewskiego budzi wiele wątpliwości. Pojawiają się rozmaite teorie, sugerujące, że za zamachem stało NKWD. Niepokoić musi dziwna zbieżność między ukończeniem przygotowań do wysiedlenia a śmiercią Świerczewskiego. Czy był to tylko zbieg okoliczności, znakomicie ułatwiający podjęcie ostatecznej decyzji i jej propagandową oprawę? Na większość tego typu pytań odpowiedzi nie poznamy chyba w pełni nigdy, o ile nie kryje się ona we wciąż słabo udostępnianych postsowieckich archiwach.
Grupa "Wschód" wchodzi do akcji
Już następnego dnia po śmierci "Waltera" Biuro Polityczne KC PPR podjęło decyzję o wysiedleniu Ukraińców z województw krakowskiego, lubelskiego i rzeszowskiego. Postanowiono "w szybkim tempie" przesiedlić ich na tereny Ziem Odzyskanych, przede wszystkim dawnych Prus Wschodnich. Podstawową zasadą miało być maksymalne rozproszenie ("nie tworzyć zwartych grup"). Ponadto ludność ukraińską osiedlać miano w odległości co najmniej 100 km od granic państwowych. Decyzja Biura Politycznego uruchomiła ogromną falę antyukraińskiej propagandy.
Przez kolejny miesiąc trwały przygotowania do przeprowadzenia akcji. Na czele powołanej Grupy Operacyjnej stanął gen. Stefan Mossor, przedwojenny oficer. W opracowanym projekcie działań Grupy "Wschód", jak ją pierwotnie określano, w znamienny sposób określono zadanie do wykonania: "Rozwiązać ostatecznie problem ukraiński w Polsce". W końcowej wersji dokumentu te szokujące słowa skreślono, resztę pozostawiając praktycznie bez zmian. Celem akcji była przede wszystkim całkowita likwidacja UPA oraz przesiedlenie całej ludności ukraińskiej na tereny Ziem Zachodnich i Północnych. Trudno wyborazić sobie, by decyzja o przesiedleniu Ukraińców była powzięta bez wiedzy i zgody Kremla.
Akcja "Wisła" rozpoczęła się 28 kwietnia 1947 r. W skład grupy operacyjnej weszły pododdziały sześciu dywizji piechoty, liczące łącznie ponad 17 tysięcy żołnierzy. Poszczególne grupy otaczały przeznaczoną do wysiedlenia miejscowość, ogłaszały decyzję, po czym pozostawiano kilka godzin na spakowanie dobytku. Następnie eskortowano Ukraińców do pułkowych punktów zbornych, gdzie oczekiwali, nieraz przez wiele dni, na skierowanie do transportu. Czas ten wykorzystywano na sporządzenie dokładnych spisów wysiedleńców, jak również na wyselekcjonowanie osób podejrzanych o współpracę z UPA.
Łącznie w ciągu trzech miesięcy wysiedlono nieco ponad 140 tysięcy osób, w tym także członków rodzin mieszanych i Łemków, z których nie wszyscy utożsamiali się z narodem ukraińskim. Osiedlano ich w maksymalnym rozproszeniu, co nie zawsze się zresztą udawało, starając się również rozbijać więzy sąsiedzkie.
Akcja "Wisła" przyczyniła się do praktycznej likwidacji aktywności UPA na terenie Polski. W trakcie obław zginęło ponad 500 partyzantów ukraińskich, drugie tyle wzięto do niewoli. Część ze schwytanych stanęła od razu przed Wojskowym Sądem Grupy Operacyjnej "Wisła", który łącznie skazał 315 osób, z tego ponad połowę na karę śmierci. Większość wyroków natychmiast wykonano.
Pal Andersa
Tuż przed rozpoczęciem Akcji "Wisła", 23 kwietnia 1947 r., Biuro Polityczne KC podjęło kolejną brzemienną w skutki decyzję. Postanowiono utworzyć "obóz przejściowy" dla "podejrzanych Ukraińców". Zdecydowano się utworzyć go na terenie Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. W czasie wojny był on filią KL Auschwitz, wkrótce po zajęciu go przez wojska sowieckie zaczęto osadzać w nim volksdeutschów, jeńców wojennych oraz Ślązaków. Po opuszczeniu go przez Niemców i Ukraińców, w 1951 roku, przekształcono go w więzienie "progresywne" dla młodocianych więźniów politycznych.
Transporty z wysiedlanymi Ukraińcami kierowano do Oświęcimia, dysponującego od czasów wojny rozbudowaną siecią bocznic kolejowych. Dopiero tutaj dowódcy konwoju dowiadywali się, gdzie kierowano ich "podopiecznych". Oświęcim pełnił także rolę swoistego "punktu filtracyjnego". Specjalna grupa funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego ponownie weryfikowała tożsamość wysiedleńców, podejrzanych kierując do obozu w Jaworznie.
Pierwszy, liczący 17 osób, transport Ukraińców przybył do Centralnego Obozu Pracy 9 maja 1947 roku. Ogółem przez "podobóz ukraiński" w Jaworznie przeszły 3873 osoby, z których 161 zmarło. Było to wynikiem zarówno fatalnych warunków sanitarnych, złego wyżywienia, jak i "metod śledczych" stosowanych przez oficerów bezpieki. Obok rozmaitych form bicia, stosowano także m.in. elektrowstrząsy oraz tzw. pal Andersa. Owa popularna wśród funkcjonariuszy UB tortura polegała na sadzaniu więźnia nago na odwróconym stołku i zmuszaniu do unoszenia nóg w górę. Część osób, nie wytrzymując warunków panujących w obozie, popełniła samobójstwo.
Jak już wspomniano, w podobozie ukraińskim panowały fatalne warunki sanitarne, znacznie gorsze niż w części COP, którą zajmowali więźniowie niemieccy. Szerzyły się choroby, roznoszone przez wszy i pluskwy, wybuchła epidemia tyfusu. Oprócz tortur stosowanych w śledztwie, Ukraińców i Łemków zmuszano także do wyczerpujących ćwiczeń w postaci marszów, biegów, czołgania się itp. Szczególnym "powodzeniem" u strażników cieszyła się tzw. ukraińska procesja, czyli ówczesna wersja "ścieżek zdrowia".
Na terenie obozu działała specjalna grupa śledcza MBP. Dość szybko wyselekcjonowała ona ponad 500 osób, które następnie postawiono przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Krakowie. Z pozostałych ponad trzech tysięcy osób ponad jedna trzecia przebywała w obozie bezprawnie, bez sankcji prokuratorskiej na areszt. Już we wrześniu 1947 r. przygotowano ponad dwa tysiące aktów zwolnienia dla osób, co do których nie było żadnych szans na udowodnienie jakiejkolwiek winy. Znajdowały się wśród nich kobiety w ciąży, dzieci, księża greckokatoliccy, starcy, a także kilkudziesięciu Polaków. Wiele osób znalazło się w obozie na podstawie donosów będących wynikiem sąsiedzkich porachunków, chęci zagarnięcia ich mienia itp.
Z powodów proceduralnych oraz zmiany ekipy śledczej MBP zwalnianie więźniów rozpoczęło się dopiero w grudniu 1947 r. i trwało przez rok. Oznaczało to kilkanaście miesięcy dodatkowych cierpień setek niewinnych ludzi, z których część nie doczekała chwili uwolnienia.
W rozproszeniu
Najwięcej Ukraińców osiedlono w województwie olsztyńskim, mniejsze grupy w szczecińskim i wrocławskim. Trafiali oni przeważnie do gospodarstw znajdujących się w złym stanie, rozszabrowanych i zniszczonych. Brakowało inwentarza żywego i martwego. Nie warunki materialne były jednak najgorsze. Doskwierało brutalne wyrwanie z ojcowizny, zerwanie więzi sąsiedzkich, a nierzadko i rodzinnych. Bardzo utrudnione w pierwszych latach było życie religijne, nie wspominając już o kulturalnym i społecznym. Praktycznie nie istniało szkolnictwo ukraińskie. Przesiedleńcy z Akcji "Wisła" traktowani byli przeważnie wrogo przez polskich sąsiadów. Uważano ich za banderowców, upowców, ludzi gotowych do krwawych mordów. Był to wynik intensywnej kampanii propagandowej, a niekiedy własnych doświadczeń wyniesionych z Kresów Wschodnich. Niechęć ta niekiedy przetrwała do dziś.
Ukraińcy przez wiele lat znajdowali się pod baczną obserwacją aparatu bezpieczeństwa. Przez długi czas nie mogli wracać na swoje dawne ziemie, do których praw pozbawił ich dekret z 1949 r. Opuszczone pola zarastały lasem, całe wioski znikały z mapy. Dewastacji, a potem zniszczeniu uległy setki obiektów zabytkowych, w tym przede wszystkim niepowtarzalna architektura cerkiewna. Od zniszczeń materialnych ważniejsze wydają się jednak skutki psychospołeczne. Destrukcji uległa cała społeczność lokalna, zmieniono kulturowy obraz dużego obszaru kraju. Akcja "Wisła" odcisnęła głębokie piętno na świadomości kolejnych pokoleń, przez ponad czterdzieści lat będąc głównym czynnikiem kształtującym losy pojedynczych osób i całej społeczności.
* * *
W miejscu, gdzie grzebano ofiary Jaworzna, stoi dziś pomnik odsłonięty w 1998 roku przez prezydentów Polski i Ukrainy. Proces pojednania, przynajmniej na szczeblu międzypaństwowym, przynosi zaskakująco szybkie rezultaty. Wiele cennych inicjatyw przejawiają też środowiska kombatanckie i naukowe. Gorzej przedstawia się sytuacja wśród zwykłych ludzi, czego symbolem są spory wokół przemyskiego karmelu czy Cmentarza Orląt we Lwowie. Dla wielu Akcja "Wisła" wciąż pozostaje uzasadniona "polską racją stanu". Inne głosy przypominają, iż "przed Akcją ČWisłaC był Wołyń". Z drugiej strony usłyszeć można, że była ona działaniem ludobójczym i równoważy mordy na Polakach z lat 1943-1944. Nie wdając się w polemikę z tego typu opiniami, stwierdzić jedynie można, iż niezależnie od prób zrozumienia wydarzeń historycznych pamiętać należy o cierpieniu tysięcy niewinnych osób. Cierpieniu, dla którego nie można znaleźć wytłumaczenia ani uzasadnienia w żadnych racjach politycznych.
Łukasz Kamiński
* * *
Autor jest pracownikiem Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Opublikował książki: "Strajki robotnicze w Polsce 1944-1948" oraz "Polacy wobec nowej rzeczywistości 1944-1948". Przy opracowaniu artykułu wykorzystano badania własne autora oraz dokumenty opublikowane przez Eugeniusza Misiło w tomie: Akcja "Wisła"; (Warszawa 1993).