O Łemkach w Honolulu
Str. gł. Archiwum Archiwum prasy i dokumentów O Łemkach w Honolulu
TYGODNIK POWSZECHNY, nr 12, 1989
Być może wyda się to zaskakujące, lecz rzeczywiście 20 listopada ubiegłego roku, późnym niedzielnym wieczorem, w jednej z sal konferencyjnych luksusowego hotelu Hilton Hawaii Village w Honolulu, na tle egzotycznej, wprost nierealnej przyrody spora grupa publiczności zebrała się, aby uczestniczyć w dyskusji panelowej poświęconej problemowi świadomości narodowej Łemków.
Hilton Hawaii Village, Honolulu.
Zainteresowanie tym wydarzeniem było spore, wystarczy powiedzieć, że zabrakło dla wszystkich miejsc siedzących. Rzecz zaś miała miejsce w ramach XX konwencji największego na świecie towarzystwa slawistycznego American Association for Advancement of Slavic Studies. Ta, zorganizowana z przysłowiowym amerykańskim rozmachem konferencja zgromadziła wielu specjalistów ze wszystkich kontynentów i wielu krajów, w tym także (novum) uczonych ze Związku Radzieckiego.
Organizatorem łemkowskiego panelu był profesor Paul J. Best z South Connecticut State University w New Haven (USA). On też był pierwszym referentem. Mówił o genezie Łemków i ich historii politycznej przed 1918 rokiem.
Następny wykładowca, prof. Petro J. Poticznyj z Me Master University w Hamilton (Kanada), w oparciu o bogaty materiał źródłowy z archiwów UPA przekonywająco wyjaśnił przyczyny i rozmiar zaangażowania Łemków w ukraińskim podziemiu lat 1939 1947. Naświetlił także okoliczności Akcji Wisła, cytując na zakończenie fragment z głośnego artykułu Macieja Kozłowskiego o Łemkach z „Tygodnika Solidarność”. Byłoby pożyteczne zapoznać kiedyś w przyszłości polskiego czytelnika z pełnym tekstem jego wystąpienia, które pozwala lepiej zrozumieć te krwawe czasy niewypowiedzianej, polsko ukraińskiej wojny, w której najwięcej, jak się okazuje, ucierpiała ludność cywilna.
Lecz problem, o którym mówił profesor Poticznyj był tylko jednym z ogniw zawiłego i do dnia dzisiejszego nie w pełni zakończonego procesu tworzenia się zrębów świadomości narodowej Łemków. Czytelnicy „Tygodnika Powszechnego” zapewne pamiętają dyskusję na ten temat, jaka toczyła się swego czasu na jego szpaltach między Włodzimierzem Mokrym, Antonim Krohem i Ryszardem Brykowskim. Podobne a może jeszcze bardziej gorące dysputy mają miejsce na dorocznych festiwalach kultury łemkowskiej, jakie odbywają się od paru lat w wsi Bartne koło Gorlic. Dysputy w jakie dodajmy – żywo angażują się uczeni z krajów sąsiednich: Iwan Krasowski ze Lwowa, czy Mykoła Muszynka z Czechosłowacji. Temat łemkowski wzbudza coraz większe zainteresowanie, zaś Łemkowie w Polsce przeżywają swoisty renesans.
Taka była właśnie główna teza najburzliwiej dyskutowanego w Honolulu referatu profesora Paula Roberta Magocsi'ego z uniwersytetu w Toronto (Kanada). Magocsi, w oparciu o informacje zebrane w czasie swych wizyt w Polsce w ostatnich trzech latach, przedstawił obecny stan sprawy. Między innymi opisał narodziny i rozwój idei odrębności łemkowskiej, którą podnosi grupa młodych łemkowskich poetów, artystów i publicystów: Olena Duć, Piotr Trochanowski, Władysław Hraban, Jarosław Hunka. Wymieniając różne objawy ich działalności stanowiącej o istnieniu łemkowskiego odrodzenia kulturalnego, Magocsi mówił jednocześnie o istnieniu grupy o poglądach przeciwnych. Wśród tych proukraińskich Łemków wymienił Michała Kowalskiego i Pawła Stefanowskiego. Trzecią orientacją, grawitującą między jedną a drugą stroną sporu są, według jego opinii, tacy aktywiści jak Fedor Gocz i Sławko Trochanowski.
Istotne w wypowiedzi Magocsi'ego było podkreślenie faktu, iż ruch łemkowski nie jest polską intrygą. Tego typu interpretacje pojawiają się i we lwowskim czasopiśmie „Żowteń”, i emigracyjnym, drukowanym w Stanach Zjednoczonych, „Hołosie Łemkiwszczyny”. Identyczny pogląd wyraził niedawno także i Frank Sysyn, profesor Uniwersytetu Harvarda w liście do redakcji organu amerykańskich Rusinów „Carpatho Rusyn American”. Wydaje się, że opinie te są refleksem przedwojennych „zainteresowań” Warszawy możliwością zrobienia z Łemków prawowiernych Polaków, refleksem odbijającym się także i w niektórych dzisiejszych publikacjach polskich historyków sztuki i etnografów (niestety) oraz na łamach polskiej prasy emigracyjnej, nadal głowiącej się nad zagadnieniem „a co się stało z Rusinami?”. Jak wykazał kanadyjski profesor, powojenna polityka rządowa w Polsce daleka była i jest od wspierania łemkowskiego „separatyzmu”. Wręcz przeciwnie, od 1947 roku zostali oni oficjalnie zadekretowani jako Ukraińcy. Podobnie jest i w innych krajach socjalistycznych, w których mieszkają Rusini – Łemkowie – w Związku Radzieckim, Czechosłowacji. Wyjątek stanowi tylko Jugosławia, gdzie język rusiński jest uważany za czwarty język wschodniosłowiański, posiada bogatą literaturę, badany jest w odrębnej placówce o randze uniwersyteckiej i używany w programach radiowych i telewizyjnych. Toteż Magocsi uważa, że Łemkowie dziś nie są problemem tyle polskiego co ukraińskiego sumienia: „W pełni świadomy jestem, – mówił w Honolulu – że Ukraińcy w wieku XX nigdy nie funkcjonowali w takiej sytuacji politycznej, w której ich kultura czułaby się w pełni bezpieczna. Byłobyż to jednak zbyt wysokim wymaganiem wobec przedstawicieli narodu ukraińskiego, aby zechcieli rozważyć fakt, iż jeżeli są tak rozwiniętym narodem, jak na to wskazuje ich historyczne dziedzictwo, to wówczas winni być przygotowani także na posiadanie swych Tyrolczyków i Bawarczyków?”. To ostatnie porównanie brało się stąd, że – jak twierdził Magocsi – Łemkowie, przy sprzyjających okolicznościach są teoretycznie w stanie rozwinąć się w odrębną narodowość, a nawet istnieje wśród nich już, spora grupa wyznawców tej tezy. Łemkowie – twierdził Magocsi – weszli na drogę klasycznego rozwoju narodowego inspirowanego przez inteligencję. Dalej sugerował on jako jedną z możliwości, zlanie się Łemków polskich z innymi Rusinami w Karpatach w jeden naród karpatorusiński.
To stanowisko jednak spotkało się z krytyką innego uczestnika panelu, Oksany Grabowicz z ukraińskiego instytutu naukowego przy Uniwersytecie Harvarda. Grabowicz, zresztą urodzona w Polsce i niegdyś prowadząca badania etnograficzne na terenie jednej z łemkowskich wsi – we Florynce, była zwolenniczką antropologicznego punktu widzenia. Stwierdziła, że nie wolno używać, badając świadomość narodową jakiejś grupy, żadnych wcześniej przygotowanych modeli interpretacyjnych. W tym wypadku, za takie modele, trzeba chyba uznać zarówno ukraiński jak i karpatorusiński. Ten pogląd jest niewątpliwie słuszny i dla badań naukowych najbardziej właściwy. Aczkolwiek trudno oczekiwać, aby Łemkowie mogli uniknąć tego wyboru.
Jedno jest pewne. Nauka może tylko opisywać to, co widzi i czekać na wynik, który dopiero zdarzy się w przyszłości. A okazja do obserwacji jest niewątpliwie nie byle jaka. Łemkowie przechodzą przez przemiany, jakich ich sąsiedzi doświadczali w wieku ubiegłym i które znamy tylko z opisów historycznych. Dla badaczy jest to niewątpliwie zajęciem fascynującym, dla Łemków jest to, używając porównania z poprzednich dyskusji w Tygodniku „nowy krzyż”. ale też i krzyż nie do uniknięcia. W świecie, gdzie wszyscy należą do jakiegoś narodu i Łemkowie muszą w końcu, raz to jeszcze powtórzmy, ogłosić jakąś w tej kwestii decyzję.
Wracając do Honolulu. Dodajmy jeszcze, że obradom na temat Łemków przewodniczył politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Michał Chorośnicki a szóstym uczestnikiem panelu był niżej podpisany. Samo zaś wydarzenie z tych dalekich antypodów było jeszcze jednym dowodem, jak wielkie jest zainteresowanie kwestią łemkowską. Na ten temat pojawia się ostatnio wiele publikacji w różnych językach. We Lwowie założono, zupełnie niedawno, specjalne towarzystwo miłośników Łemkowszczyzny. Szkoda, że w Polsce będącej, bądź co bądź, terytorium, na którym rozgrywa się cała sprawa, ani Łemkowie nie mają takich możliwości organizacyjnych jak ich pobratymcy we Lwowie, Jugosławii czy Północnej Ameryce, ani też świat naukowy nie interesuje się nimi w szerszym rozmiarze.
Andrzej A. Zięba