Rapsodia Łemkowska


Strona główna Archiwum Archiwum prasy i dokumentów Rapsodia Łemkowska


Leszek Wołosiuk,
1997

PROLOG

ŁEMKYNIA
- Było sobi w horach, nedałeko Gorłyc seło Łosia. Hromadne, cerkiwne, maziarskie.

POLKA
- Hromadne, bo od wikiw mała wijtiw, szto podatky stihały dla koroliw polskych, potim cysariw austrijskych, a i dla druhoj Polszczy.

ŁEMKYNIA
- Cerkiwna, bo od nepamiatanych czasyw jegomości Służbu Bożu prawyły, dorohu do Boha wkazuwały.

POLKA
- Maziarskie, bo Łosiane z kopanych studny ropu na maz brały a w lisach po okołycy dechet wyrablały znamenyty, że od moria po Madiary ich maziamy smaruwały osy pańskych powoziw i chłopskych furmanok, dechtiom mastyły upriaż od Popradu po Rijeku i od Salzburga po Berdycziw. Na tym handły maziom paru rodyn z Łosi majetok zrobyło.

ŁEMKYNIA
- Zo świta maziare nedobry wisti prywozyły, a że ne torkały miscewych, Łosia żyła sobi spokijno.

POLKA
- Syn dakomu sia wrodył - roztriasano, szto z neho wyrosne, widomo z jakoho witcia i matery, ich matery i witcił, didyw i pradidyw.

ŁEMKYNIA
- Korowa otelyła sia komusy dwoma telatmy - pryhaduwano szczasływomu, jak piat rokiw tomu nazad Feszkowa krasula mała dwoje, a Wawrentyjowa zo dwanadcet rokiw tomu - troje.

POLKA
- Parybcy o diwku sia pobyły - pozerano kotry jej dystane i cy pry nadiji od dakotroho ne je, a jak je, dystane sia tomu kotryj z niom żartuwał.

ŁEMKYNIA
- Komusy sia hmerło - rachuwano mu hrychy żytia i dokładały mu czystyłyszcza bilsze jak anheł choronytel bo tot mihby pobłażuwaty choronenomu.

POLKA
- Chto podatkiw ne płatyw - wijt sia z nym swarył, chto czym inszym zohryszył - nianio zhromyw. A że ne za czasto taky wystupky i hrychy były, żyły jak w Pana Boha za pecom, błahosłowłeny w mozoli i zapobihływosty włastywoj Łemkam, prez susidnich Polakiw zwany Rusynamy.

ŁEMKYNIA
- "W Łosy-m sia rodyła, w Łosy wmerała budu " - radyły. Daleki, het, świt zminiat sia skoro, a tu kołeso czasiw obertało sia pomały, że Łosianom tiażko było wzryty cy sut na wozi cy już pid nym Żyły jak dity z porjadnoj rodyny, de zemla matiriom a lis nianiom. W poly neurożaj – to lis obrodyw , a jak lis dał mensze to na ryli wece.

POLKA
- Taki porjadok ryczy był i wtowdy, jak prez oczy świta wijna zazriła szto jej potim perszom wijnom nazywały. Barz duże na wijnu wziały. Duże ne wernuło dokinczyty żytia i czekaty na truby Archystratyha, jak nianiowe, didy, pradidy. Wijt prokłynał zły czasy, a ludiam radył że parybcy barz hardi leżat czwirkamy i żdut aż im worota raju otworiat.

ŁEMKYNIA
- Jegomość panachydu prawyw, a słowo riuk tak hardi o nych jak defiluwały czwirkamy pered Panom Zastupiw Nebesnych, aż im żywy zazdrostyły, że tak dobry pohmerały, bo anheł Hospodni skoriszsze ich probudyt na Sud Boży zakla w lisach dizryt Łosiański cmuntir.

POLKA i ŁEMKYNIA
- Treja żyty, radyły wijt z jegomościom, najhirsze Łosiu omynuło.

POLKA
- Koły hyn dałekyj świt w druhu wijnu pizryw, z Łosi kupu paribkiw na niu zabrały. I choc nadchodyły hirszy wisti jak z tamtoj, radżeno o ryczach strasznych, że nawet wijt i jegomość ne mohły ich sobi predstawyty, Łosia dohladała swoich starych spraw.

ŁEMKYNIA
- Bo czoho ne moż ditchnuty, wzryty, poczuty, poniuchaty, ta i sobi predstawyty, ne je aż takie straszne. Wijna wijnom a pole treja oraty, zerno sijaty, i zobraty litom , bo zyma dołha i żeby syły starczyło do lisowoj roboty.

POLKA
- Koły zatrubleno trubom myru, Łosiane ne mohły sia sebe dorachuwaty, bo druha wijna ne wsiady i ne wse i ne wszytkym pobytym sprawyła wojenny cmuntery. Ne było jak odpysaty hmerłych od żywych, łem Boh znaw chto prożył bytwy, fronty, ponewirok, lagry, konctabory, egzekucyji, a komu ne było toto dane.

ŁEMKYNIA
- Wijt iszczy hirsze prokłynał zły czasy, na potichom było łem toto, że i toto same spitkało Polakiw z Ropy, Szymbarku, czy Bicza. Jegomość dołho panachydu prawyły, a słowo rekły harde o tym jak Hospod Boh archystratyham każe pohynenych rachuwaty i do knyh na nebesach spysuwaty, tak szto żywy powiryły.

POLKA i ŁEMKYNIA
- Treja żyty, radyły wijt z jegomościom. Najhirsze Łosiu omynuło.

ŁEMKYNIA
- Wyhnania w Łosy zaczało sia simnadcetoho czercnia tysiacz dewiadsto sorok semoho roku.

POLKA
- W noczy Wijsko Polskie obtoczyło seło i włyszło nad ranom, koły wyhaniano pasty korowy.

ŁEMKYNIA
- Nakazano ludom zo seła zyjty sia i prohołoszeno, że majut dwi hodyny czasu na spakuwania.

POLKA
- Koni zapryhały do wozyw, prywiazuwały do drabyn korowy i uci, na wozy paciata. Musiło iszczy byty misce na zerno i kompery.

ŁEMKYNIA
-Nad sełom czuty było zawodżynia bab, proklactwa chłopiw, płacz dity.

POLKA
- Lude klakały na porohach i ciułuwały bryły, po kotrych didy pradidy do chyż wchodyły.

ŁEMKYNIA
- Wijta aresztuwały i zamknuły skoriszsze. Jegomościa iszczy skorsze zabrały i pidwezły do hranyci a tam widdały ho w ruky "enkawede".

POLKA i ŁEMKYNIA
- Już nemał chto potiyszyty, nemał, że najhirsze Łosiu omynuło.

PRZYPOWIEŚĆ PIERWSZA

ŁEMKYNIA
- Był Andryj Dymytriak, bez nosa i kulawyj, szto na swoim kony do swoho lisa sia nosyw. A że noga ho boliwa, żywyciu w lisi zberaw, bo niom bolaky smaruwał, paczysnianom szmatkom obwywaw.

POLKA
- Koły nastaw tot ryk, wojaky pidozrywały, że bandam w żywycznym horcy isty nosyt, to ho wziały zimały i były żeby sia pryznał, że je partyzanom. Barz bolaczo peresłuchuwały, że nedołho sia perenius tam de ne biut ne peresłuchujut ale knyhu otwerajut, w kotryj joho żywot nebesnym inkaustom spysanyj.
- Barz były ? - Źwiduje sia Hospod Boh. A Łemko mołczyt, nebesna syłza doo łycom tecze, zażureny Hospod źwiduje sia - Jak tam tobi było persze?

ŁEMKYNIA
- Nełehko Carju Nebesnyj. - odpowidat Andryj. - Kulawym, beznosym nazywały, palciom wkazuwały.

POLKA
- Dam ty nys i noha bude zdorowa - recze Hospod Boh.

ŁEMKYNIA
- A je tu lis? - źwiduje sia Andryj.

POLKA
- Tu je wszytko - recze Hospod Boh.

ŁEMKYNIA
- Towdy daj mi iszczy Hospody Boże, konia.

POLKA
- Poszto-ż ty w nebi kin?

ŁEMKYNIA
- Bom Łemko. Siadu na swoho konia i w mij nia wynese lis!

POLKA
- To już ne twij lis - recze Hospod Boh.

ŁEMKYNIA
- To i kin Nebesnoho Carstwa.

POLKA
- To wszytko moje - potwerdżat Hospod Boh. - Budesz sia na nebesnym kony po nebesnym lisi nosyw, pokla dusza twoja Andryju, ne zaznat spokoju.*

PRZYPOWIEŚĆ DRUGA

ŁEMKYNIA
- Byw sobi Sztefan Makuch, maw matir Łemkyniu i witcia Polaka.

POLKA
- Koły nastaw tot rik, wijsko ho wziało do pewnyci Dygoniowoj. Tam mu szpylky pid nychti były i do prondu pidłuczały, łem żeby sia pryznaw, że do banderywciw należyt. Ne mih sia pryznaty, bo ne nełeżał . A koły ho do-chyż tycheńko pustyły, dołho mu palci hnyły od tych peresłuchań.

ŁEMKYNIA
- Może sia bojaw, może i ne chtiw tamtych czasyw spomynaty, wertaty, mało radyw o tym szto w Dygonia sia dijało.

POLKA
- Koły dwadcetoho weresnia roku tysiacz dewiadsto simdesiatoho druhoho stanuw pered Hodpodom, poczuw:
- Za sztos tam był?

ŁEMKYNIA
- Ano za szto? - źwidaniom na źwidania odpowił Sztefan. Ne znam Hospody Boże, po hneśni den ne możu toho poniaty - oprawdaw sia syn Łemkyni i Polaka.

POLKA
- Ja tiż - recze Hospod Boh.

ŁEMKYNIA
- A powidajut, że znate wszytko!"

POLKA
- Znaty, ne znaczyt rozumity - zoserdyw sia Hospod.

ŁEMKYNIA
- A ne źwiduwałyste sia tych, szto toto robyły, koły tu pryszły?

POLKA
- Źwiduwał jem sia. Odrekły, że tiż ne rozumijut czom toto robyły.

ŁEMKYNIA
- A to nawet w Nebi ne je sprawedływosty?

POLKA
- Jest.- recze Hospod. - Budut stojaty pid moima worotamy, aż dokla toho ne zrozumijut. Koły pojmut, ty wymirjasz im sprawedływist.

ŁEMKYNIA
- Ja?!

POLKA
Sudja Sprawedływyj pidtwerdżat i recze:
- A pokla ne pojmut, możesz oraty nebesne pole, nebesne sino w nebesny kopy składaty, nebesne zerno kosyty, bo z samoho czekania nyczoho dobroho nawet w nebi ne je.

PRZYPOWIEŚĆ TRZECIA

ŁEMKYNIA
- Był sobi Stanisław Smoła, Polak z Ropy.

POLKA
- Koły nastaw tot ryk, wijsko chyżu obtoczyło, bo chtosy donius, że gwer skrywaw i partyzantam do lisa isty nosyw. Były ho straszni doma, że z bolu pryznał sia, że gwer zakopał pid młyncom. Roskopały, gwera ne było, były zas. Powiw, że w zahorydci. Roskopały, ne naszły, były zas. Potym zahłekły na wiz i zawezły do pewnyci Dygoniowoj w Łosy. Tam ihły pid nychti były i do prondu piduczały. W kincy na UB do Gorłyc, de trymaly iszczy try misiaci.

ŁEMKYNIA
- Koły wernuw, żena sia źwidała:
- Czomus sia pryznał do gwera kotrohos ne mał ? Odpowiw, że jak by tebe tak były, tiż bys sia pryznała do wszydkoho. A koły wreszti dwanadcetoho żowtnia tysiacz dewiadsto simdesiatoho szestoho roka stanuw pered lyciom Najwyższoho, powtoryw Mu toto i dodaw:
- Hospody znasz wszytko. Znasz, żem newytrymawy na bil.

POLKA
- Tu ne je bolu tiła - uspokoiw ho Hospod Boh.
- I nychto tu na tia ruky ne pidnese.

ŁEMKYNIA
- A toty, szto nia wtołdy były?

POLKA
- Kożen chto tu prychodyt, dystaje swoju zapłatu. Tebe boliło tiło, ich duszy bolat. A to hirszyj bil i je dowszyj. Posmotr, jak terplat.- wkazuje Hospod na oboliły duszy.

ŁEMKYNIA
- Zostraszyw sia tym szto wzryw Stanisław Smoła i źwiduje sia : - Jak dołho tak budut terpity?

POLKA
- Aż im prowyny prostiat toty, szto krywdu wid nych zaznaly. Towdy ich osudżu - twerdo recze Hospod. - Dokla z nebesnych wikien budesz na nych smotryw, dokla im ne probaczysz.

ŁEMKYNIA
- Dowho budut żdaly dowho, posumniw Smoła.

POLKA
- Tak dowho budesz na nych pozeraw - recze Hospod Boh a dywlaczy sia, że ne może wytrymaty ichnioho wydu, doradyw:
- Pimstu łysz mi.

ŁEMKYNIA
- Naj bude, jak choczesz, Hospode mij.

POLKA
- To pryjmu tia tu, de bolu ne zaznasz.

PRZYPOWIEŚĆ CZWARTA

ŁEMKYNIA
- Była sobi Jewa Swystycha z Łosi,

POLKA
- Koły nastał tot ryk, mynuło ich wyhnania bo Jewa była za Polaka oddana.

ŁEMKYNIA
- A że mały w Łosy welku gazdywku, htosy zamelduwaw, że w hnoji majut gwer schowany.

POLKA
- Możływe, że tot chto donius sam jej tam pidłożyw, bo wojaky naszły gwery w hnojownyku.

ŁEMKYNIA
- Taj wziały Jewu do pewnyci na peresłuchania.

POLKA
- Choc ne znała sia na gwerach, a pewno any ne znała jak toto strylat, kazały ji widra wody nosyty tak, żeby any kropla sia z nych ne wylała.

ŁEMKYNIA
- Tak potym opowidała.

POLKA
- Tjażky były widra ? - źwidał sia Hospod Jewy, koły dwadcet perszoho hrudnia tysiacz dewjatsot simdesjat semoho roka stała w nebesny kuchny.

ŁEMKYNIA
- Ich tjahar do hneska czuju w rukach - żałyt sia Jewa.

POLKA
- Oj, Swystycho, Swystycho - uśmichat sia Pambih i prypomynat: - Tu nie je zemnych tiaharyw.

ŁEMKYNIA
- To z pryzwyczajinia, zmyłuj sia Hospody, bom tak powidała za żytia, koły sia nia dachto źwiduwał - tłumaczyt sia Jewa. - Gwer to chłopska rycz, szto baba o nim znaje.

POLKA
- A na czym jes sia znała ? - źwiduje sia Hospod.

ŁEMKYNIA
- Mużowy i ditom zwaryty, opraty, korowy podoity, paciatym daty, kury nakormyty - powidat

ŁEMKYNIA
zdywuwana, że Pambih Nebesny sia jej źwiduje o zwykły roboty.
- Jariom pity do pola, litom sino hrabaty, snopy zerna wiazaty, w oseny kompery braty a w zymi pirja skubsty.

POLKA
- I dobrys toto robyła? - źwiduje sia Hospod.

ŁEMKYNIA
- Ano besiduwało sia neraz, że tota czy tamta je spirsza jak ja ale tiżek że ona czy hewsa powilniższa czy mejsze obrotna.

POLKA
- Ja sia o tebe źwiduju - recze Hospod. - Mene ne ciekawyt szto baby jedny o druhych powidajut.

ŁEMKYNIA
- Tak jem sia zagadała żem zabyła, że Cariom Nebesnym besiduju.

POLKA
Idy zato medże chyży nebesny i z babamy, szto pered tobom pryszły, rad - uśmichat sia Hospod.
- Żadnych złych wisty. Tu łem o dobrych ludoch i dobrych uczynkach wilno besiduwaty.

PRZYPOWIEŚĆ PIĄTA

ŁEMKYNIA
- Był sobi kołysy Stanisław Rodak z Ropy, Polak żenaty z Łemkyniom.

POLKA
- Koły nastaw tamtot czas, wojaky ho z łuky wziały i do Łosi zabrały. Jakby toho było mało doma gwera hladały, pidłohy zrywały, do studni wchodyły, chyżu chtiły spałyty. A tymczasom joho samoho w pewnycy Dygoniowi do prondu pidłuczyły a potym na UBe do Gorłyc zawezły i były a żenu Hanku w susida peresłuchuwały, gwer pered niom kłały i wperały, że to jej chłopa. Jakby toho było mało syna prez ryku hnały i hrozyły, że ho zastrylat, jak ne powist de nianio schowały gwer. A jak sia Rodak ne pryznaw do toho czoho ne zrobyw potychy domiw pryweły. A do toho polski sierżant trydcet tysiaczy wział, żeby łem Rodakiw łyszyty. Jakby toho było mało zas ho do Gorłyc wozwały, żeby mu daty medal peremohy i swobody za toto, że na wijni z Nimciamy wojuwał. O tym, że z bolszewykamy jak wisnadcetlitni chłpczysko w dwadcetym roci sia borow zabornonyły mu powidaty.

ŁEMKYNIA
- A koły szysnadcetoho lutoho tysiacz dewiatsot wisemdesiat piatoho Hospod zakłykaw ho pered swoje obłycza, win na nebesnyj łuci riuk: - Prychodżu po nebesnu sprawedływist, Hospody. Na zemły jej neje.

POLKA
- Toho możesz byty pewny, słuho prawyj i wirnyj - riuk Pambih - zato ja jem.

ŁEMKYNIA
- Ne wydżu w Twoi ruci ohnystoho mecza ! - zauważat prybyłyj.

POLKA
- Ne na tym polihat moja sprawedływist, żebym stynaw zemsky hołowy, kotry ty wkażesz, chocby łem zato, że zaraz po stiatiu do mene pryjdut.

ŁEMKYNIA
- To szto z nyma zrobysz ? - źwiduje sia prybyłyj.

POLKA
- Zroblu szto choczesz, ale chotij tak po mojomu - odpowidat Otec Sprawedływy

ŁEMKYNIA
- To daj im, Otcze, nepokij sumlinia

POLKA
- Tak jak raz zroblu. Do kincia swoich dny ich duszy nie budut maty spokoju. Choczesz na nych posmotryty ?

ŁEMKYNIA
- Ni.

POLKA
- To ony w spekoti budut smotryty na tebe, jak sy chodysz w tiny dołynamy neba, jak szczasływy pławasz w ryci probaczynia. Dam im dołhe żytia, tak że wszytkych prożyjut, chto mihby im probaczyty. A potym podumam. Od nych zależyt, czy dostuplat myłoserdia.

PRZYPOWIEŚĆ SZÓSTA

ŁEMKYNIA
- Był sobi w Łosy Myto Makuch. Łemko.

POLKA
- Koły pryszow tamtot ryk wińskowy ho zimały, do pewnyc w Dygoniowych zaweły, były, dynamo do pryrodżynia prywiazały, łem żeby sia pryznaw, że partyzan-banderowec.

ŁEMKYNIA
- Ne pomohło a łem zaszkodyło koły wyszło, że tywko szto z newoli domiw wernuł. Ne pomohło a zaszkodyło koły wyszło, że joho rodynu już wyhnano na Szlesk. Any szowtysowe poruczynia za nym ne pomohło.

POLKA
- Jak ho wymuczeno i nyczoho ne udowodneno Mytra wypustyły. Domiw ne moż wertaty bo rodyna wyhnana. Poichaw za nyma z dumkom, że może daleko od tutesznioho neszcześcia tam najde swoje misce a może i dakie szcześcia. Wydno ne naszow, bo na staryst wewrnuw do Łosi. A tu z rodynnoho hnizda już any poroha ne było. Dożył jak storoż, de dakoj i meszkał. Na rydny zemły ale ne na swoim własnym.

ŁEMKYNIA
- I trydcetoho czerwnia tysiacz dewiatsot dewiatdesiat piatoho roka ruszył Mytro w swoju ostatniu mandrywku do nebesnoj witczyzny. Stał pered Hospodom neba i zemli i mowczyt.

POLKA
- Czoho choczesz, Mytre, od nia a dam ty - riuk Hospod.

ŁEMKYNIA
A Myto stoit i mołczyt.

POLKA
Po chwyły wizwał sia Hospod:
- Znam szto ty treba, Mytre. Treba ty toho czohos ne zaznaw na zemły. Zwyczajnoho miścia, kotre mih bys nazwaty swoim. I błyskych ty ludy obik sebe. Smotr, to twoja rodynna chyża w serpnewy weczer, jak sonce zachodyt. Mama horiaczy adzymky zo szparheta berut. Mołoka z hornoczka do horniate naływajut i każut sidaty i isty. Nianio na podwircy kłeplut kosu, wnet żnywa. Dity korowy domiw żenut, do stajni zahaniajut. Wnet za styw wszytky sidajut, łem mama idiat na stojaczy, spoza dity sihajut po idło.

ŁEMKYNIA
- Ale Hospody moj, wyhnania złamało mi żytia tak żem i zwyczajnych rodynnych turbot ne pereżywał.

POLKA
- To teper w nebesnyj Łosy budesz mał wszytko toto czohos tam ne maw. Mama nożom krest na świżym chlibi roblat, hrubo krajut, masłom smarujut...

ŁEMKYNIA
- Totom pereżył w ditiaczych rokach a potym już nykoły...

POLKA
- A w mene budesz meszkał. Smotr, serpnewa nycz ide, źwizdy murhajut do tia, wychodysz z chyży, protihasz sia że aż kosty tryszczat, z chyży czuty dity i żenu jak im powidat żeby iszły spaty ...

ŁEMKYNIA
- Jakie toto harde i jakie nemożływe, Cariu nebesnyj!

POLKA
- W mene wszytko je możływe, Mytre. Żena staje w dweriach, tułyt sia do tebe wirna, idete do-chyż, dity spiat, lihate a nad wamy anhełyky fyglujut...

ŁEMKYNIA
- Anhełyky, Cariu mij ?

POLKA
- Masz racyju, peresadżam, abo - prawdu rekszy - wticzu w metaforu, bo tak sia jakosy sered ludy pryniało, że boite sia mene i wołyte o mi ne dumaty, koły powidżme - fyglujut nad nyma anhełyky. A ja jem preci ne łem panom kincia, koły żal odchodyty, ałe i radisnoho poczatku, koły sia żytia zaczynat. Rozumijesz nia dobry, Mytre ?

ŁEMKYNIA
- Rozumiju. Mytro Makuch nareszti sia uśmichat.

PRZYPOWIEŚĆ SIÓDMA

POLKA
- Jest sobi Zygmunt Zieliński, Polak.

ŁEMKYNIA
- Jedyny jaki żyje, sposered semera peresłuchuwanych i bytych w pewnyciach łosiańskoho domu Dygonia i w Uriadi Bezpeky w Gorłyciach.

POLKA
- Były ste tu. Wyhnano was odtal.

ŁEMKYNIA
- Wernuły zme. Zme tu zas. Budeme ...

Leszek Wołosiuk